Index   |   017  |  018  |  019  |  020  |  021  |  022  |  023  |  024 pl.hum.poezja - Spiski i plotki

    Bruno Schulz
Autor:Telik (telik@stricte.net)
Temat:### spiski i plotki 020 (nieco długie)
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2003-07-10 09:15:46 PST


Tym razem, w kolejnej odsłonie wakacyjnej "spisków i plotek", powracam do Brunona Schulza. [Zob. też: Sip 007.] 12 lipca przypada kolejna rocznica jego urodzin. Z tej okazji - listowe wycinanki.

-------------------------------------

"Ta cudowna jesień (prawdziwa 'druga jesień' z traktatu) opada ze mnie nie wykorzystana, ledwo zauważona. Tylko wieczorami, kiedy powietrze staje się kolorowe i pełne refleksów i z wszystkich przedmiotów, już zmierzchających, wydzielają się barwne emanacje, astralne ciała, cień za cieniem - lubię patrzyć na jasne niebiosa grynszpanowe, seledynowe, topazowe, jak księga czarodziejska popstrzone czarnymi znakami, tureckim alfabetem wron, i obserwować te ogromne sejmy wronie zgiełkliwe i jękliwe, te ich szerokie, fantastyczne loty i kołowania, nawracania i nagłe inwazje na niebo, które napełniają falowaniem swych skrzydeł i migotliwym krakaniem. Czy zauważyliście, że chwilami, odleciawszy bardzo daleko, stają się jak tuman pyłu ledwo widoczne i giną z oka, a potem nagle przy nawrocie, nastawiwszy się do nas szerokością skrzydeł, skrupiają się czarną kaszą, osypują płatkami sadzy i rosną coraz szerzej i coraz gwałtowniej?"

[fragment listu do Zenona Waśniewskiego]

"Początki mego rysowania gubią się w mgle mitologicznej. Jeszcze nie umiałem mówić, gdy pokrywałem już wszystkie papiery i brzegi gazet gryzmołami, które wzbudzały uwagę otoczenia. Były to z początku same powozy z końmi. Proceder jazdy powozem wydawał mi się wełen wagi i utajonej symboliki. Około szóstego, siódmego roku życia powracał w moich rysunkach wciąż na nowo obraz dorożki z nastawioną budą, płonącymi latarniami, wyjeżdżającej z nocnego lasu. Obraz ten należy do żelaznego kapitału mojej fantazji, jest on jakimś punktem węzłowym wielu uchodzących w głąb szeregów. Do dziś dnia nie wyczerpałem jego metafizycznej zawartości. Widok konia dorożkarskiego nie stracił po dziś dzień dla mnie na fascynacji i wzburzającej mocy. Schizoidalna jego anatomia pełna na wszystkich końcach rogów, węzłów, sęków i sterczyn została jak gdyby wstrzymana w rozwoju w chwili, gdy chciała się jeszcze dalej rozróść i rozgałęzić. A i powóz jest wytworem schizoidalnym, wynikłym z tej samej zasady anatomicznej - wieloczłonkowy, fantastyczny, zrobiony z blach powyginanych jak płetwy, ze skóry końskiej i ogromnych kół-klekotek".

[fragment listu do Stanisława Ignacego Witkiewicza]

"Mam dzisiaj lepszy dzień, jeden z dni uspokojonych i zacisznych. Mam trochę gorączki i leżę w łóżku, nie poszedłem dziś do szkoły. Na dworze jest dzień zimny, twardy i niegościnny, pełen prozy i surowości. Ale dookoła mego łóżka
obstąpiły dobre duchy, obok mnie leżą dwa tomy Rilkego, które sobie pożyczyłem. Od czasu do czasu wchodzę na chwilę w jego świat trudny i natężony, pod wielokrotne sklepienia jego nieb i znów powracam do siebie".

"Jeżeli chcę sobie zdać sprawę z mego obecnego stanu, narzuca mi się obraz obudzonego ze snu głębokiego. Ktoś budzi się do jawy, jeszcze widzi zanurzający się w zapomnienie świat snów, jeszcze ma w oczach jego zmierzchające kolory i pod powiekami czuje miękkość marzenia - a już napiera nań nowy, trzeźwy i rześki świat jawy i pełen jeszcze wewnętrznego lenistwa daje się wciągnąć - ociągając się - w jego sprawy i procesy. Tak we mnie moja osobowość, moja wyjątkowość, nie rozwiązując się, pogrąża się jakby w zapomnienie. Ona, która mnie zamyka przed atakami świata, odsuwa się łagodnie w głąb, a ja, jakby wypuszczony z poczwarki owad, wystawiony na burzę obcego światła i wiatry nieba, powierzam się jakby po raz pierwszy żywiołom".

"Moja własna diagnoza mego stanu psychicznego i mojej sytuacji wewnętrznej zmienia się wciąż i przekształca. Zdaje mi się, że świat, życie, jest dla mnie zawsze ważny jedynie jako materiał twórczości. Z chwilą, gdy nie mogę życia
utylizować twórczo - staje się ono dla mnie albo straszne i niebezpieczne, albo zabijająco-jałowe. Utrzymać w sobie ciekawość, podnietę twórczą, oprzeć się procesowi wyjałowienia, nudy - oto najważniejsze dla mnie i najpilniejsze
zadanie. Bez tego pieprzu życia popadnę w letarg śmierci - za życia".

[fragmenty listów do Romany Halpern]

-------------------------------------

Takim ptakiem być - pomyślał Mano. - Szyję wyciągać w żyrafim geście prosto w kierunku pomarszczonych chmur i ubijać je skrzydłami niczym białka na bezy. Szurać po świeżym powietrzu, wałęsać się jak po starym strychu potrącając pierzaste smoki, na wpół otwarte szafy, bulwiaste lampiony z papier mache, posklejane kurzem i pajęczynami zeszłoroczne dmuchawce. Siadywać na gałęziach pączkujących krzykliwym tałatajstwem i wydzierać się w niebogłosy nie dbając o racje. Wyciągać nogi w pokracznym biegu za dziurawą reklamówką ze zdziwieniem przyglądać się jej to jednym, to drugim okiem i gderać, i narzekać. Wykpiwać najmodniejsze kapelusze z ambony podwórkowego śmietnika i dąsać się na baby podlewające pelargonie. Czesać słonecznym grzebieniem piórko po piórku nonszalancko zamiatając dziobem fałdy puchowego płaszcza. A gdy słońce zacznie ziewać zanurzyć się powoli w widnokrąg cicho szeleszcząc skrzydłami jak parą ulubionych babmoszy.

[Telik]

Pozdrawiam, Telik.


Ciąg dalszy:     Google       Onet
^ do góry   
Strona istnieje od czerwca 2002 r. © Copyright Zespół 2002-2006.
Teksty są własnością autorów. Kopiowanie wyłącznie za zgodą autorów.
south beach Depresja