Index   |   025  |  026  |  027  |  028  |  029  |  030  |  031  |  032 pl.hum.poezja - Spiski i plotki

Andre Breton
   
Autor:Telik (telikSKASUJTO@stricte.net)
Temat:### spiski i plotki 031
Grupy dyskusyjne:pl.hum.poezja
Data:2004-02-02 06:30:12 PST


Breton pogłębiony czyli rzecz o zapisie automatycznym

Droga wyobraźnio, najbardziej w tobie kocham to, że nie przebaczasz. [...] Jeżeli czysto informacyjny styl, którego przykładem jest przytoczone tu zdanie ["Markiza wyszła o piątej"], panuje niepodzielnie w powieściach, to trzeba chyba przyznać, że ambicja autorów nie sięga zbyt daleko. Okolicznościowy, gubiący się w szczegółach charakter każdego ich zapisu nasuwa mi podejrzenie, że bawią się moim kosztem. Nie pozostawiają mi żadnych wątpliwości co do osoby bohatera: czy będzie blondynem, jak się będzie nazywał, czy wstąpimy po niego latem? Wszystkie te kwestie muszą być rozstrzygnięte raz na zawsze, i to na poczekaniu; jedyna rzecz, jaką pozostawiono do mojego uznania, to zamknąć książkę, co chętnie robię nie doczytawszy do końca pierwszej strony. A te opisy! Nic się nie da porównać z ich pustką; to po prostu nagromadzenie katalogowych obrazków; autor pozbywa się ostatnich skrupułów i korzysta z okazji, aby mi podrzucić widokówki, licząc na to, że zjedna mnie komunałami. [...] Wierzę w to, że te dwa na pozór tak przeciwstawne sobie stany, jak sen i jawa, w przyszłości stopią się w pewnego rodzaju rzeczywistość absolutną, w   n a d r e a l n o ś ć [...]. [André Breton, Manifest surrealizmu]

André Breton (1896-1966) - z wykształcenia psychiatra, surrealista, absolutny.

----------------------------------------

Na drodze San Romano

Poezję uprawia się w łóżku tak jak miłość
Jej rozrzucona pościel jest jutrzenką rzeczy
Poezję uprawia się w lasach

Ona ma całą przestrzeń jakiej potrzebuje
Nie zwyczajną lecz inną stwarzaną

              Oka kani
              Rosy na widełkach skrzypu
              Wspomnienia pewnej butelki traminera
              Oszronionej na srebrnej tacy
              Wysokiego pręta turmalinu na morzu
              Drogi przygody umysłu
              Która wspina się stromo
              Przystanek - i natychmiast zarasta

Tego nie wykrzykuje się na dachach
Nie uchodzi zostawiać drzwi na oścież
Lub wzywać świadków

              Ławice ryb żywopłoty sikorek
              Szyny przy wjeździe na wielki dworzec
              Odbicia dwóch brzegów rzeki
              Bruzdy w miękiszu chleba
              Pęcherzyki na powierzchni strumienia
              Dni kalendarza
              Dziurawiec

Aktu miłości i aktu poezji
Nie da się pogodzić
Z czytaniem na głos gazety

              Co znaczy promień słońca
              Niebieskie światło związujące błyski
                           na siekierze drwala
              Nić latawca w kształcie serca lub niewodu
              Rytmiczne klaskanie ogona bobra
              Skwapliwość błyskawicy
              Sypnięcie cukierków z wysokości starych
                           schodów
              Lawina

Wylęgarnia uroków
Nie panowie to nie jest Departament
Ani wyziewy koszar w niedzielę wieczorem

              Przezroczyste figury taneczne ponad
                           kałużami
              Oddzielenie ciała kobiety od ściany
                           przy pomocy dźgnięcia sztyletem
              Jasne spirale dymu
              Twoje loki
              Wypukłość gąbki z okolic Filipin
              Zasznurowany wzorem koralowy wąż
              Bluszcz wstępujący w ruiny
              Ona ma cały czas przed sobą

Zespolenie z poezją zespolenie ciał
Dopóki trwa
Broni wszelkiego wejrzenia w nędzę świata.

[André Breton, przeł. Krystyna Rodowska]

----------------------------------------

Świt rozlewał się po niebie niczym olej z dziurawego tankowca. "Dobrze by było nie spać" pomyślał Mano i się obudził. Wiatr właśnie zaczął tarmosić szklanymi taflami jak zwykle oburzony, że trzymają go na dworze - "Skandal, skandal, skandal". "Na pewno okno w kuchni". Po drodze złapał szklankę z wodą i wlał ją do gardła. Rzeczywiście, jedno skrzydło starało się wyrwać z zawiasów grzęznąc co chwila w białej sieci firanki. Przestraszone talerze umykały ze stołu na podłogę rozbiegając się chyłkiem po wszystkich kątach. "Stać! Ani kroku dalej!" wrzasnął Mano gwożdżąc kijem od szczotki rozbrykane skrzydło. Jęknęły framugi. Uparciuch pchał się teraz przez lufcik. Zagrały patelnie i rondle. Deszcz uderzył w przeraźliwy krzyk mewy. Charczące ożeglowanie kipiało w olejowej misie bezzębnego uśmiechu. Wykrawane ciastko skwierczało na czerwonym od czerwoności niebie. Anioły spadały prosto w marmoladę z drutu kolczastego. Koniec jest bliski. Najdalej od głowy jest nos kłamczucha - wystaje cztery przecinek trzy metra nad poziom morza. Nie rysuje wraków, bo mu się po prostu nie chce. Pytanie dlaczego wydaje się być nie na miejscu podobnie zresztą jak pięść w okolicy oka hakiem. Haczyk zaskoczył. Przestało. Mano położył się spać.

[Telik]

Pozdrawiam, Telik.


Ciąg dalszy:     Google       Onet
^ do góry   
Strona istnieje od czerwca 2002 r. © Copyright Zespół 2002-2006.
Teksty są własnością autorów. Kopiowanie wyłącznie za zgodą autorów.
south beach Depresja