Index   |   I etap   |   II etap   |   III etap   |   Wyniki

1.00   |   1.01   |   1.02   |   1.03   |   1.04   |   1.05   |   1.06   |   1.07   |   1.08
  |   1.09   |   1.10   |   1.11   |   1.12
Podsumowania   |   Tabela ocen   |   1 - 8   |   9 - 20

 
(10) Salomonowa mądrość

Chciałabym myślami zajść daleko, paląc za sobą wszelkie mosty
Doszłabym do krainy mlekiem i miodem płynącej, do arkadii szczęścia,
Która byłaby uosobieniem marzeń i niedoścignionym przykładem cnót
Gdzie ja jestem?
Piękniejsza połowa świata chyli mi czoła, lecz oddala się coraz bardziej
Odpływa Arka Noego, deszcz gasi ogień prometejski
A ja porywam się z motyką na słońce
Chciałabym tego? Chcę tego?
Miecz Damoklesa wisi nade mną
Gubię się w egipskich ciemnościach, lecz idę dalej
Biegnę, byś nie zdążył otworzyć puszki Pandory
Palec boży wskazuje mi drogę, jednak błądzę
Zataczam koło myśli, czynów, uczuć
Złe duchy toczą o mnie walkę, ukazując przed moimi oczyma Sodomę i Gomorę
Nie potrafię biec dalej, wszystko wiruje wokół mnie
Którą drogę mam wybrać?
Dolinami przebiega złocisty rumak - przechodzę męki Tantala
Zbieram w sobie wszystkie siły, bo chciałabym...
Chciałabym znaleźć kroplę w morzu
Kropelkę, z której wyrośnie jabłoń
Z jej owoców, tak soczystych, powstałyby ziarenka życia
Tym życiem byłbyś ty, ja, oni...
Tak bardzo chciałabym!





(11) ślepa miłość nie nadzieje

dziś rano poczułam
jak skradasz się cicho do mojego
kręgosłupa
krzyknęłam cicho kiedy wszedłeś
i szybko tak szybko kazałeś mi wstać
podniosłam powieki gorąca ulica zmieniła rodzaj na męski

poszłam tam gdzie chciałeś
a potem jadłam z twojej ręki
twoje słowa





(12) rasizm

rasista mówi, że nie
że tylko on
oni panami

widocznie rasista nie patrzy
na kolor
wydalanych substancji
z własnego
pańskiego ciała

a może nie rozumie
codziennej pracy pani
co zbiera takie

wyjątki

i układa w reguły
zwykłych grobów

kolorowa flaga
tak samo powiewa
jak czarno-biała
tak samo jak szara
z odcieniami tych
samych radości

na te słowa prosta riposta
"z tobą to jak z daltonistą
gadać
nic nie rozumiesz"





(13) Święto Jordanu

popatrz na topornicę święconą wodną frygę w której
ezopowe płyną łódki z kory, epigram bajek zapisując,
przez jaszczurki które w runach ziarenka piasku znak
nakreśliły ten sekretny z rosy i mgły nie żądając nic
w zamian, byśmy mogli przejść przez rzekę do traw
czerwonych pióropuszy, stając się obecnymi tu i teraz.

jak ogniste salamandry, czerwonoskórzy łucznicy od
wigwamów wiatru i wesołych chmur, skocznej antylopy.
ty i ja małe smoki, pośród nagrzanych słońcem kamieni,
odradzamy się w blasku prawdy która siedem lat płonie.

biegniemy co sił w nogach, do pomostu na drugą stronę
brzegu rzeki nieobutego wzgórza, mijamy midasowe eldorado.
miejskie rodeo gdzie się ujeżdża lub jest się ujeżdżanym,
pośród wrzawy przekupniów świątecznych ludwisarzy.

trudniących się lichwą z takim samym pietyzmem z jakim
dzwonią donośne dzwony katedr i wiruje ekstatyczny tłum
od zakładów bukmacherskich, od strony góry ukrzyżowania
którą pozostawić nam przyjdzie w tyle, w dniu wybrania.





(14) * * * (klęczałam)

klęczałam
przed bramą
świątyni twojego ciała
błagałam
Przyjdź!
ciepłe fale
mojego serca
uderzały o chłód
milczących wrót
których
           otworzyć
                     nie chciałeś





(15) udany debiut

[...] wiosna spod śniegu
udany debiut
przez zielona granicę
na zieloną trawkę
anieli myśli przędą
nie stój z otwartą gębą
dodaj do ciszy milczenie
w nabrzmiałe gardło przelej
metafizyczną czkawkę [...]





(16) Testament gracza spisany nadgorliwie
        czyli gra w automaty


W imię Chrystusa, który za nic miał
swoje rany (wisi wciąż na krzyżu).
W imię nadziei, która dawno zgasła
i tylko czasem sennie się majaczy.
W imię senności, która ciężko schodzi
a przecież południe(tylko praca czeka).

W imię kolegów Andrzeja i Darka, którzy
dawno odeszli bokiem przez bankructwo.
Poszli do kościoła i do dziś tam siedzą,
(tam przynajmniej ktoś im świeczki pali),

szkoda słów.

W imię zasad i dogmatów, prania mózgów i
modlitwy wszelkiej - nie mówimy już o śmierci.
Już nie odbieramy sobie prawa do życia
własnoręcznie. Założyliśmy klub morderców.

gramy, Jeśli wygrasz będziesz mógł mnie zrzucić,
z któregoś budynku -sam go możesz wskazać
(wiesz jak działają na mnie ściany, które
wiatr kołysze).Jeśli wygram ja, zamknę cię

w piwnicy, w której wody pełno i cuchnie
zgnilizna(kilka martwych szczurów -wiem
brzydzisz się bardzo; możesz krzyczeć do
woli, nikt cię nie usłyszy)

Jak ja będę spadać też sobie pokrzyczę


p.s.

Kiedy zostaniesz sam, a ja będę leżeć tam na bruku
(jak tobół, z którego wysypały się szmaty) musisz
pomyśleć o moim zastępstwie (właściwie już teraz
powinieneś poczynić jakieś starania) Ja zostawiam
prozę (wiem wolisz poezję),bo gra się nie kończy
póki każde z nas osobno mierzy puls na skroni.

Czas się kurczy. Gramy? Wrzuć monetę.





(17) poranek zwierząt (wiersz 4,5 letniej córki)

isia wstaje jak słońce
robi dzień i animal planet
i wiesz co zjada wilk
same ofiary

orzeł łapie ryby w dole rzeki
tik tak tik tak spada z wodospadu

tati tati fruwa zielony robal
zbity jest jak odcisk wymarły w trawie
okrąż go tati albo ja okrążę
to wymarłe znalezisko
a ty tati pisz





(18) tytuł w tle

należymy do kościoła pod wezwaniem
dobrego samopoczucia. czujesz to. no.
kultura wyższa i niższa. średnio się na tym
znamy. tylko słowa z błędem piszemy
poprawnie. ale to inna historia. kończy się
na tym, że milczymy. zapadamy w jawny sen.
kołysze nas muzyka z ulubionych gadżetów.
śnimy o znakach wodnych i pięciu minutach.

na szczycie na szczęście rzadkie powietrze.
niedotlenienie. ogólnie niedobre wspomnienia.
okres błędów i wypaczeń. narzucona autocenzura.
najlepsze okazują się te momenty, które miały być
wycięte.

należymy do siebie tylko przez chwilę, gdy leżymy
obok. nas jest wtedy najwięcej. wstając rozchodzimy się.
cellulitis. pomarańcze mandarynki cytryny. owoce
naszej znajomości. proste smaki. zimne lub gorące
potrawy. letnie tylko domki. bawimy się setnie.





(19) Życie

Mogłabym wyjść z tego dnia
z bagażem niepotrzebnych doświadczeń
a wychodzę z pustką znaczeń
to doskonalenie jest zbędne
na nowy świat mnie nie stać
muszę ważyć w dłoniach to
co posiadam
i szczęście sobie podkradać

na nic ta nieustanna walka
to poniżające widzieć dno
co dzień
co noc
powtarzające się sekwencje skomlenia
i ciągłe nieuczesane mgnienia
to brak szacunku dla siebie...

pijana rzeczywstość wartością się stała
a tam daleko moja wiara

mogłabym wyjść z tego życia szczęśłiwa
a nie wiecznie taka wątpliwa.
^ do góry   
Strona istnieje od czerwca 2002 r. © Copyright Zespół 2002-2006.
Teksty są własnością autorów. Kopiowanie wyłącznie za zgodą autorów.
south beach Depresja