Index      I etap    II etap    III etap    IV etap    V etap    VI etap    Wyniki

1 - 11     12 - 21     22 - 31     33 - 43     47 - 54     54 - 68

 
1 16    MIMIR   

balladka prozaiczna czyli tryptyk nierównoramienny


I

"Zlew" od piątej przelewa się krzykiem, przez ręce przelewa się szatniarz
i Janek z okładki przelewa ze szklanki rozmiękłe fusy drugiego parzenia.
Zielonowłosa salowa z Płockiej nadstawia słoik - szykuje nakrętkę. Spod
drzwi do kibla wypływa szczyna; wąskim strumykiem wpływa pod bar - pod
barem miesza się z piwem; beczka rdzewieje w kałuży. I z taką na ustach
rytmiczną frazą zasiada do stołu adonis z odzysku: "byłem i jestem, i będę
pieskiem" - zapisał na skrawku serwetki - zamerdał ogonkiem na sukę w
drzwiach -- ta odszczekała pstryknięciem palców - pstryknięcie też
zanotował. A potem już nic nie pamięta. Nad ranem tylko w kartkę zmięty
leżał w szczynę pstryknięty.

II

Nad ranem z niewydepilowaną szczotką przyszła salowa z Płockiej. Kucnęła
nad kartką - kartkę szczotką zmiotła, szczynę ścierką wytarła - ścierę
wyżęła i o dziewiątej już była u fryzjera. Tam dla Brzechwy skończyła
bajkę - Brzechwa po bajkę miał przyjśc po fajrancie - z takim nazwiskiem, z
imieniem Janek musiał co dzień mieć kilka bajek. I przyszedł Janek;
fryzjer dokleił mu pejsy, Zielona bajkę oddała. I poszedł Janek na piątą
do "Zlewu". Potem nad ranem leżał pstryknięty.

III

Przed świtem szatniarz idąc do domu nadepnął kartkę. A kartka była z
numerkiem piątym. Wrócił do "Zlewu", numerek na haku powiesił - na kark
zarzucił fryzjera.



jus mlb pdy gr uw suma
4 4 4 2 4 18






2 28     R2D2    

prosta


właściwie od dawna myślę nad pisaniem wierszy z historią.
ale nie taką normalną znalezioną wczoraj. w sklepie na przykład
zdarzają się historie ale nie o nie chodzi. przecież
to ma być film kostiumowy. wiele hałasu o nic i żeby wierszem mówili.
i chcę mieć spisane wszystkie szczegóły budowy broni palnej i szantungowe suknie.
i niech (najlepiej) wszystko dzieje się w miejscu w którym słońce
nie chowa się nigdy za horyzontem i nie ma prohibicji. literacka fikcja
w każdym kącie wije gniazda wśród kotów a policyjna godzina
to epicentrum zarazy. tego kłębowiska.
bzdury.
marzą mi się też wiersze długie. to zabawna historia ale (zdaje się)
fraza większości przebojów których słucham w radio, nie przekracza
długości ośmiu wersów. trudno. jest świetnie. nie poznawałam świata
z gramofonowych płyt ani z seriali o złych murzynach dobrych indianach i białych.
i kiedy mówisz "zacina ci się płyta" to myślę "enter
może zaciął się enter". prosta ze mnie dziewczyna. to prawda.



jusmlbpdygruwsuma
4 4 4 3 3 18






3 6     De facto poeta    

z pamiętnika Herostratosa


po tym wszystkim nie umiem się już wprawdzie uśmiechać
kąciki ust wykrzywiają się z przyzwyczajenia
dłonie śledzą stare wyżłobione ścieżki
oko śledzi dłonie lecz jego zasięg dotyka też osób trzecich

z przyjemnością wyliczam plusy tej sytuacji:
brak codziennej konieczności mowy ile cukru do herbaty
brudne skarpetki same znajdują drogę do pralki
jest cisza i ogólnie biorąc spokój

kiedy siedzimy obok siebie w niedzielę
i robiąc tygodniową prasówkę wertujemy stosy reklam
w tle rozmawia zamiast nas Wojewódzki

przypominam sobie zajawki tego co teraz
i myślę że zbyt wiele namiętności potrafi wysadzić korki
a gładka twarz i tak ładniej się prezentuje opalona pożarem



jusmlbpdygruwsuma
4 3 5 1 2 15






4 57     Czuły Barbarzyńca    

zimnokrwiści w sercu miasta


to z nami powinni nakręcić kolejną część Szklanej pułapki
wykorzystać ten scenariusz
kiedy w pozostałych rolach wpadamy w samotrzask
miejscowego hipermarketu
w sztuczne serce tego miasta

krążymy jak krew stygnąc powoli na oczach
uparcie transportując składniki pokarmowe
do starzejących się komórek tej zapadłej dziury

któregoś dnia to miasto... poderżnie sobie żyły

na razie oczy ma zamknięte
coraz ostrzejsze pazury i zęby



jusmlbpdygruwsuma
2 2 4 5 2 15






5 2     Hornblower    

ptaki


nienawidzę pieprzonych ptaków
wszystko w nich jest ostre i kłujące
dzioby
pióra
oczy

podobne panienkom z Cosmopolitana
ten sam móżdżek
i podniebne obcasy

gorzej - panienki przynajmniej nie umieją latać
i nie mogą ci nasrać na głowę

a w dodatku przez te puste w środku tutki
zaczęliśmy kiedyś pisać

a ja lubię ciepło
domy bez kantów
i nigdy nie śniłem o lataniu



jusmlbpdygruwsuma
1 2 4 4 3 14






6 68     sumatra    

do widzenia


mały bóg opowiadał niestworzone historie
gestykulował robił śmieszne miny
słuchałam melodyjek wygrywanych na skórze
słońcem kończyły się o zmierzchu rzeczy małe
robaczki świętojańskie śmiech muszelki
pomarańczowa żaba
rzeczy szybkie są zbyt małe żeby były
pomarańczowe

kiedy biegliśmy w stronę domu wszystkie rzeczy
zasypiały do
niestworzonego jutra



jusmlbpdygruwsuma
3 4 3 1 3 14






7 9     digital mary    

zawroty głowy


zawroty głowy, zawracanie ciała, chodzenie.
nawracanie się, snucie, nucenie myśli.
oczekiwanie. oszczekiwanie ciszy. opukiwanie
podłóg. mdłości. lamenty. ornamenty kroków.
krzywienie osi. wypluwanie ości. przechył,
skłon, wyprost. ciemnienie i nikczemnienie.
rozbłyski i ubytki wizji. chodzenie i
zawroty głowy, dziś na porządku dziennym.

coś się kroi.
coś się kroi we mnie.



jusmlbpdygruwsuma
1 4 2 1 5 13






8 67     debiust    

drugi policzek - jedenasty list.


ostre są chodniki i rzęsy przed deszczem.
jutro będę zakładnikiem bardziej niż po.
twierdzenie nocy (jeżeli miasto migocze
etc.) sprawdza się. to jej przewinienie.
sypią się żółte i czerwone światła, a sędzia kalosz.
moje kroki całe mokre do ciebie. no właśnie,
gdzie jesteś? jeżeli nie tutaj, jeżeli jesteś.
nie ma na monetach, nie ma w kieszeniach.
za pare sekund święto podzieli nas jak polskę,
podzieli w nas polskę, polską nas rozdzieli.
ile mam cie w tym kurzu? tyle, że apsik
i tyle, że na zdrowie nam to nie wyjdzie?
bo ty między bugiem a prawdą, a ja jeszcze
dalej. od siebie o dwa kroki i już milczę.
dawniej wolałem dłuższe dystanse, ale teraz
wszystko do siebie biorę: wlewam, wdycham.
jest jeszcze kot twoje wcielenie zaklinowane
alicje w słowach do których piję



jusmlbpdygruwsuma
4 3 1 2 3 13






9 1     maruda    

[post factum]


ostatecznie zostają jeszcze rozmowy
podprogowe. drzwi uchylają się więc robię unik
ze strachu że jednak mogłabyś przez ten moment dojrzeć
coś więcej a wtedy wszystko dla ciebie
stanie się jasne. w eteryczny obszar pomiędzy
infantylnie posyłam ci emotikony i patrzę jak ty ślesz
wygniecione łóżko. obejmując jaśka
bierzesz w nawias minioną noc. znowu bujasz
w obłokach podczas gdy ja
oceniam wielkość strat w stratosferze doznań.



jusmlbpdygruwsuma
3 3 3 1 3 13






10 52     Edmund White    

NIE JESTEM GOTOWY, ŻEBY ZACZĄĆ ŻYĆ


Zbyt dużo wolności, Olivierze, w zimie mamy zbyt dużo wolności, nawet, jeżeli okna chronią nas dużo bardziej przed obcym powietrzem, a może właśnie dlatego,

pod kołdrą stopy poruszają się w kompulsywnym rytmie przypominając nam o sobie, nawet, jeżeli zaśniemy, nawet, jeżeli zaśniemy, obudzimy się razem sprawdzić, czy żyjemy,

obudzimy się, żeby napisać wiersz, żeby napisać coś, cokolwiek, co potrafiło będzie ogrzać nas nawzajem,
proszę cię Olivierze, nie odwracaj się więcej do mnie plecami, bo traktuję, chcąc-niechcąc, ten ruch jak największą zdradę,

tego i snów nie wybaczam nigdy,

może to zazdrość-modliszka, ale przecież widzę ich młode, czarne oczy, dotykają cię nimi z daleka, ustawieni na balkonach, w lożach, z małymi lornetkami w rękach, wiem dokładnie, że to właśnie z twojego powodu urządzają festiwale i przeglądy orkiestr,

dla ciebie budują amfiteatry, ogrody, nowe gatunki roślin, zwierzęta pozbawione zmysłów, o niezwykłych smakach, takie, które w salonach potrafią dostarczać rozrywki podszytej delikatnym meszkiem lęku,

to lubicie najbardziej, prawda? Olivierze, nie jesteś już tym chłopcem, który przyjechał ze mną ze wsi, bojącym się samochodów, maszyn budowlanych, sygnałów karetek pogotowia,

dlaczego znowu jadą, pytałeś, czy to jakiś wypadek? Ćwiczenia - kłamałem chcąc zachować dla ciebie ten kawałek świata, który mi odebrano tak wcześnie, głupią dziecięcą niewinność, którą bóg potraktował jak niechciane dziecko,

pozwalałem ci strzelać do siebie z pistoletów paintballa udając, że nie żyję nawet pięć razy dziennie, więc to jest śmierć? - pytałeś, podrywałem się ze śmiechem i łapałem cię w pasie, właśnie takie pułapki widziałem w książeczkach dla dzieci, gdzie wilk udawał martwego czekając na wrony,

i nagle one, zwabione szansą padliny, i wtedy on!

och, i tak chciałem!

potem byliśmy na wystawie: sceny biblijne, Mark Chagall, Tomas był jak niezerwane jabłko, od razu to spostrzegłem, trzymaliście się za ręce, jego wzwód przebijający materię białych spodni, w pobliżu plaża, to jest nawet nie zdrada, to konieczność - taki napis przyśnił mi się tej nocy,

obudziłem się ranny, przetrącony, nieobecny dla wszystkich, i pozwoliłem ci wrócić, to karmienie jadem miałem dawno w sobie, byłeś koszulą z pokrzyw, urodzajnym gradem,

Lars mi mówił: nie pozwól, szanuj resztkę wdzięku, ale jak, pytałem, może lepiej zburzyć do końca te ruiny, zmiażdżyć, oddać w dzierżawę, niech inni zbudują tu jakieś użyteczne place, parkingi, domy schadzek dla wiecznie pijanych spowiedników papieży, ja nie mam siły, jestem martwy, zepsuty, śmierdzę, nawet nie mogę spojrzeć w lustro,

i Lars odchodził, wracałeś ty, Olivierze, w dłoni trzymałeś zawsze ten sam prezent: szybkę z portretem van der Meistera, odwracałem głowę, chcąc ukryć płacz,

samochody włączały już światła, długie cienie jak warczące hordy.



jusmlbpdygruwsuma
4 2 5 1 0 12






11 4     PIN-0987    

CZERWONA SUKIENKA


I

wszystko jest takie proste,
wystarczy że założysz
czerwoną sukienkę
i nie podnosząc wrzawy,
nie wołając "oto idę",
przejdziesz przez
wszystkie pokoje,

przejdziesz swoim normalnym krokiem,
krokiem równym połowie
długości Twoich nóg,
krokiem dalekim od
wojskowej dewiacji
i rozpusty paryskich kabaretów,
przejdziesz w tej czerwonej sukience
obwieszona szeptem
na złotych łańcuszkach westchnień,

i nie trzeba już pointy
ani specjalnych wyjaśnień
żeby zrozumieć,
żeby zatęsknić

II

do twarzy Ci
w czerwonej sukience,
cekiny oczu
otwiera kot
szeroko na
Twój widok,

do twarzy Ci
podfruwa blisko ćma,
by sprawdzić
najdrobniejszy
snu kaprys
grymas dnia,

do twarzy Ci
napływa krew


III

nie zakładasz jej wcale
może nawet nie istnieje,
nie przeszkadza to jednak
w niczym czego moglibyśmy się
wstydzić,

patrzę na pusty pokój
i przez chwilę zastanawiam się
czy Ci powiedziałem,
że w mojej szafie
jest jeszcze kilka wieszaków,

nie jest to żadne molestowanie
czy też inna tego typu sugestia,
ale od czasu do czasu
wieszam tam skrycie
Twoją czerwoną sukienkę


IV

w wytęsknieniu
za czerwoną sukienką
straciłem wzrok,
dopiero gdy pochyliłaś się
nade mną
dostrzegłem że pod skórą
cała jesteś czerwona


V

jest taka mini,
że dalej
nie sięga



jusmlbpdygruwsuma
1 3 5 1 2 12
^ do góry   
Strona istnieje od czerwca 2002 r. © Copyright Zespół 2002-2006.
Teksty są własnością autorów. Kopiowanie wyłącznie za zgodą autorów.
south beach Depresja