Index      Wstęp    Styczeń    Luty    Marzec    Kwiecień    Maj    Czerwiec

Lipiec    Sierpień    Wrzesień    Październik    Listopad    Grudzień


TYTUŁ AUTOR OCENY
SUMA
I paryż. czwarta rano bee
5 5 4
14
II KALIBAN Heniu
4 1 3 5 2
15
III matka siostra i inni KasiaKam
5 5 4 2 4 5
25
IV rybim okiem (kołysanka bałkańska) seahorse
5 2
7
V Sucha łajba - Carmen seth
4
4
VI [claire de lune] bee
5 5 3
13
VII Berlin weronika
4 2 3 4
13
VIII Berlin II weronika
3
3



KasiaKam

matka siostra i inni


pora umierać
powiedziała matka
i przechyliła głowę na bok
ale nie umarła

po prostu szybko odwróciła się
od tej myśli

siostra pożerała arbuza siorbiąc
i parskając pestkami

na podwórku pieprzone gnojki wrzeszczały
nad wnętrznościami
porzuconej przy śmietniku lodówki

kilka wróbli tłukło dziobami w parapet
na którym rozkruszyłam zjełczałe ciastko
a z parkingu dolatywał smród asfaltu
(moje auto dojrzewało tam
w słonecznej polewie)

zawsze gdzieś zakorzenia się tęsknota
przylepia się i depcze półkole
opisane promieniem łańcucha

trzeba mieć własne miejsce na ziemi
pomyślałam schodząc po oplutych schodach


http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=watek&group=pl.hum.poezja&tid=6092138





Heniu

KALIBAN


Niebo noszę na sobie jak jutowy worek
tu, pod pękniętą ścianą z wyschłym dawno pająkiem
i liczę mokre gałęzie nieogolonych dębów
mam w kieszeni dwa sznurki i od wina korek

Tam drzwi otwarte przeciągiem to tak jakby lokaj
pochylony, tam tylko skowronki i suknie
flakon bywa rozbity we właściwej chwili
tło zawsze odpowiednie i miłe dla oka

Ja zawsze siedzę krzywo gdy myślę o Tobie
jak nazbyt duży worek oszukanych kości
tu pod pękniętą ścianą z wyschłym dawno pająkiem
strugam Ci łódkę z drzewa co pewnie zatonie


http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=watek&group=pl.hum.poezja&tid=6085490






Wiersz września z roku 2002


Heniu

GARNEK I ŚWINKA
(z cyklu CYKLADY)


to była dobra wyspa tak okrągła
jak brzuch kobiety jak leżąca tarcza
czasem nocami mruczała nam sennie
i kołysała nasze małe śmierci

nasi mężczyźni o czerwonych
plecach pierwsi poczuli powiew podniecenia
nagle żaglowcom wyrastały piersi
dłonie garncarzy kształtowały biodra
a nam kobietom okrąglały brzuchy
białe i święte i rosła w nas pewność
że oto idzie poród i poczęcie
że wyspa rodzi następne stulecia

pakujemy się

wszystko co jest nami
musimy przewieźć gdzie indziej
nie wolno uronić pierścionka monety
przepaski do włosów nic co zostawione
mogłoby nas w przyszłości skłaniać do powrotu

cały nasz żal zabieramy ze sobą
choć czerwone ramiona naszych wioślarzy
jednogłośnie uchwalają irytację
nie zostawimy nawet niepotrzebnych
drobiazgów starych prezentów dziurawej sukienki
wazy na wichry z ułamanym uchem

morze trzeszczy

i mimo wszystko obracamy głowy
w których kołują rzeczy zapomniane
ten stary garnek co stał na podwórzu
i chora świnka w zagrodzie od morza
^ do góry   
Strona istnieje od czerwca 2002 r. © Copyright Zespół 2002-2006.
Teksty są własnością autorów. Kopiowanie wyłącznie za zgodą autorów.
south beach Depresja