Index      Wstęp    Styczeń    Luty    Marzec    Kwiecień    Maj    Czerwiec

Lipiec    Sierpień    Wrzesień    Październik    Listopad    Grudzień


TYTUŁ AUTOR OCENY
SUMA
I krzesło Kasiakam
4 4 3 5
16
II śniąca cieśnina Blackbox
3
3
III DEPESZE Heniu
5 1 2
8
IV chodź po mnie pomnik wilczysko
4 2 4 3
13
V jak kamień w wodę marco
4 5 4 2 5 5
25
VI re: jak kamień w wodę szariel
5 2 2
9
VII róż Blackbox
1 1 1 5 2 5
15
VIII pieśń o symfoniuszu nr 1 Halina
1 5
6



marco

jak kamień w wodę


Kocham Chariel więc kiedy powiedziała
resztę życia spędzę tylko z mężczyzną z którym będę czuła się
naprawdę świetnie
poczułem w tym pewną szansę dla siebie

To od tego dnia zacząłem wylewać za kołnierz
w zamian zabierałem ją na wystawy kotów transsyberyjskich
a wieczorami błądziliśmy alejkami maszynowych parków
zbierając nakrętki snów i te wszystkie niezauważane przez tylu mimośrody
Chariel zardzewiała je potem w swoim pamiętniku
tymczasem ja wyświadczałem jej szereg drobnych przyjemności

jak
dzienne przypływy i odpływy statków kuchennych
conocne obmywanie fiordów miednicy
nadawanie wyłącznie na fali wysokiej częstotkliwości
i przenikanie do górnych warstw świadomości poprzez szyjkę macicy
oraz wracanie do siebie dopiero po tym kiedy ona już wróciła do siebie
co poświadczy załącznik numer 221


Wpajęczonej w rozpuszczone włosy exodus dłoni
na drżących ze zmęczenia palcach
na przełaj siebie na myśli skos
na dnia poniewierkę

A tak słodko tak dobrze śniła nas dzisiaj noc
gdy na rzęsie zachmurzonej powieki
kogut zapiał w czarną źrenicę


A jednak Mimo wszystkich moich starań i świadczeń
coś jeszcze gryzło Chariel
nadgryzało poczucie bezpieczeństwa jej szczęścia bez granic
było naprawdę upierdliwe W końcu
postanowiłem zapytać wprost
czy ty czujesz się Chariel ze mną świetnie?

Chariel milczała obserwując powracające bociany
a potem odlatujące bociany i znów wracające bociany
Ja w międzyczasie wyświadczałem jej te wszystkie usługi
o których wspominałem wcześniej oczywiście dodając do tego nowe usługi
takie jak choćby pomaganie Chariel w obserwacji powracających bocianów
a potem odlatujących bocianów
Wraz z zamieszczonym na dole rysunkiem
dość dokładnie zostało to opisane na stronie 666 jako "Malis avibus"


Dochodzimy co noc bliżej & bliżej
od tamtego jesiennego wieczoru gdy pierwszy raz skosztowaliśmy win
dochodzimy teraz o wiele wcześniej od rozbudzonych mgieł i nawoływań
ptaków
Czułe ścieżki z wrośniętymi w nie miejscami naszych spotkań
coraz bardziej rozszerzają się w wiosennym słońcu

już
nie
można
przemierzyć
ich
w
okamgnieniu

Coraz bardziej zmęczeni i zobojętniali nierzadko z łzawiącymi oczami
dochodzimy chyłkiem do siebie


niet perz
o niet perz
o


Ta opowieść nie ma końca
Zawsze musielibyśmy wrócić do
Kocham Chariel więc kiedy powiedziała
resztę życia spędzę tylko z mężczyzną z którym będę czuła się
naprawdę świetnie
poczułem w tym pewną szansę dla siebie
Zresztą czy miałbym siłę wykrztusić coś jeszcze
przyciśnięty zardzewiałymi mimośrodami
rozgnieciony na płask wyblakłymi nakrętkami snów
rzucony przez Chariel w kartkę pamiętnika jak kamień w wodę?


Mineralolog mógłby powiedzieć co nieco skąd się wziął
dlaczego właśnie w tym miejscu spierałby się aż do śmierci geolog z
geodetą
Chemik prześwietliłby na wskroś kruche ciało i wskazał na związki
z resztą kosmosu Ot choćby ze mną

która wybrałam właśnie jego z brzegu kamienistej plaży
skupiona tylko nad tym ile kaczek pozostawi na wodzie
Kilka podskoków po milionach lat bezczynności
prawdziwie nieludzki wysiłek
zasiedziałych w wieczności krzemowych mięśni

Spoczywając w miękkim mule wspomina teraz chwilę
kiedy był ptakiem lecącym ponad grzywami fal
kamienieje marząc o dniu
w którym znów ożywi go czyjaś śmiertelna ręka





Kasiakam

krzesło


krzesło jest twarde wąskie
z wysokim oparciem
siedzę wyprostowana tak
by kręgosłup przylegał do niego
mocno
i głowa w jednej linii
żeby nie bolało

trójkątny wycinek świata
wpada przez oko
niczym kawałek meksykańskiego tortu
a każda warstwa smakuje inaczej
aż do ostatniej wiśni
ciemnej i nabrzmiałej
jak sutek kobiety
w którą wstąpił wicher

maluję swoje wnętrze
farbą w kolorze piekącej papryki
brunatna krew
wyrzuca na czoło brwi
rozwarte w sprzeciwie

tam od środka
mam szafirowe oczy i włosy
oblewające ramiona złotem
zdartym z kopuł starych cerkwi
śpiewam
rozlewam wino w swawolnym rozchełstaniu
tupię i wrzeszczę
i znów zanoszę się
śpiewem

krzesło jest twarde wąskie
z wysokim oparciem
lecz boję się oprzeć o nie głowę
a moja dłoń złożona na własnym kolanie
taka nieruchoma

boję się drgnąć
aby nikt nie zauważył





Wiersz marca z roku 2002


tytek

Mój przyjaciel Wielki Brat


To było ładne lato, chociaż czarno-białe
udawaliśmy pedałów w podróży poślubnej
ja i on
Śmialiśmy się tak, że aż musiałem zatrzymywać samochód
machały do nas małe dziewczynki przebrane za prostytutki
odmachiwaliśmy i śmialiśmy się jeszcze bardziej
a jakaś rodzina w zwolnionym tempie
trzymała się komicznie za głowy w geście przerażenia
rytm drogi
magia kina
tylko żadnej mi tu magii kina!
jesteś reżyserem nie bajeruj panienek na zawód
bo się zawiedziesz
a on śmiał się i mówił pedalskim głosem
proszę pani, bo my jesteśmy z Ciotuszy
wie pani gdzie to jest?
i tak w kółko
kiedy znudził nas już motyw męskiej przyjaźni
umilkliśmy w klasztorze w Radecznicy
gdzie długimi schodami
wchodzi się ku jasności szpitala psychiatrycznego
w objęciach kościelnej ciszy

tam za żółtą kolumną
przycupnięci na ławeczce
podsłuchiwaliśmy rozmowę trzech oszalałych staruszek,
które wydzierały sobie nawzajem kieszonkowe
marząc o szczęściu i owocowych lodach
i jakby przemówił do nas anioł
nie pedaliliśmy już więcej
przytłoczeni bogactwem świata
i kolorami Roztocza
rozmawialiśmy z ludźmi
o pięknych prostych twarzach
i płakaliśmy nad losem rozjechanych jeży
z niezwykłym nieznajomym piliśmy wódkę
na szczycie jakiegoś pagórka
okazał się być naszym nauczycielem
i przewodnikiem

a wieczorem w obskurnym hoteliku
z sobotnią atrakcją - wiejskim weselem
na które wkręciliśmy się zbyt łatwo
powodowani ciekawością
nie mogliśmy wyjść z podziwu i obrzydzenia
patrząc na wyuzdane obrzędy oczepinowe
wprost z otchłani podświadomości
i jeszcze czarnowłosa piękność
nie pasująca do otoczenia
uwiedziona szyberdachem mojego samochodu
zgodziła się na drogę powrotną.

droga powrotna była zbyt śmiała w słowach
to znaczy, że mieliśmy nigdy więcej nie spotkać
czarnowłosej cyganki
przekraczaliśmy wszelkie bariery werbalnej intymności
mówiąc o rzeczach zwykle zamilczanych
masz ładne majtki
wołał trzymając ją za nogi
kiedy siedziała na dachu z rozłożonymi szeroko ramionami
upajała się prędkością i władzą nad nami
mogłabym nasikać na ciebie! to byłoby piękne!
mrużyła oczy
droga pod słońce ukrywała wszelkie niedostatki krajobrazu
noc zesłała na nas zakłopotanie
rozstaliśmy się w milczącej czułości
i nigdy więcej nie spotkaliśmy czarnowłosej

pamiętasz to Wielki Bracie?
huśtawkę greckich metafor
dionizyjsko apoliński koktajl piwny
na łące, koło rozwalonej remizy
gdzie odbywało się przedstawienie koła teatralnego
wróć do mnie, starszy kolego
nie pasuje ci rola manipulatora ludzi
to już lepiej poudajmy pedałów
^ do góry   
Strona istnieje od czerwca 2002 r. © Copyright Zespół 2002-2006.
Teksty są własnością autorów. Kopiowanie wyłącznie za zgodą autorów.
south beach Depresja