Index      2002   03   04    05    06    07    08    09    10    11    12   WR 2002   |   2003   01   02    03   04    05    06    07    08    09    10    11    12   WR 2003   |   2004   01   02    03   04    05    06    07

Marzec 2003 Kasiakam

krzesło



krzesło jest twarde wąskie
z wysokim oparciem
siedzę wyprostowana tak
by kręgosłup przylegał do niego
mocno
i głowa w jednej linii
żeby nie bolało

trójkątny wycinek świata
wpada przez oko
niczym kawałek meksykańskiego tortu
a każda warstwa smakuje inaczej
aż do ostatniej wiśni
ciemnej i nabrzmiałej
jak sutek kobiety
w którą wstąpił wicher

maluję swoje wnętrze
farbą w kolorze piekącej papryki
brunatna krew
wyrzuca na czoło brwi
rozwarte w sprzeciwie

tam od środka
mam szafirowe oczy i włosy
oblewające ramiona złotem
zdartym z kopuł starych cerkwi
śpiewam
rozlewam wino w swawolnym rozchełstaniu
tupię i wrzeszczę
i znów zanoszę się
śpiewem

krzesło jest twarde wąskie
z wysokim oparciem
lecz boję się oprzeć o nie głowę
a moja dłoń złożona na własnym kolanie
taka nieruchoma

boję się drgnąć
aby nikt nie zauważył

Blackbox

śniąca cieśnina



gibią się na wietrze ołtarze. pod stopami minaret
gibraltaru. wstępuję na wymierzony w atlas słup
heraklita. morze spokojną tonią lemańską niesie
kadłubów cielce po atłasowych szlakach. spokój

oliwą uśpionych wód nad kręgami atlantydy
wygładza czoło. odbija zenit w nadirze ścienia
najmłodszy ocean. wlewa się w wyschniętą
tetydę. sargassy hesperyjskie zarastają falochrony
teryfy a lewiatan z suchego doku porykuje
na widok afryki. marokańskie wiatraki walczą
z andaluzyjskim ptakiem. mielą moje spojrzenie
dziobiące miazmę drugiego brzegu. zoomuję.

dorzucam wieniec do ofiary nieznanemu.
jubilacja muezzina nakłada się na leniwe fale -
wciąż chybiają złaknione kołacząc u obcego lądu.

Heniu

DEPESZE



"Na bliskim wschodzie mego łóżka
eksplodowała pułapka-poduszka
i skutkiem tego złamania reguł
sypiam od wczoraj na zachodnim brzegu."

To pewnie zła wiadomość
ale na tle błękitnym nadal kręci się Ziemia
a mimo groźnych znaczeń wyrazy suną przez ekran
ze spokojem hiszpańskiej procesji
prowadzonej przez duże T.

"Z naszych poufnych danych wynika
że wczoraj blisko zamrażalnika
pewne wypadki poszły w kierunku
ochłodzenia wzajemnych stosunków."

To nic bo przecież wskaźniki giełdowe
łagodnie obmywają zapiaszczone stopy
i żadna z walut nie daje się zepchnąć z kursu.
Inwestorzy zachowują spokój

"Jak donosi korespondent, po kolacji
nie zamknięto drugiej rundy negocjacji
ustalenia kto się zajmie naczyniami
poczyniono już za zamkniętymi drzwiami"

Ale co kwadrans nieodmiennie rozbrzmiewają fanfary
grają werble i trąby obwieszczają porządek.
W lewym dolnym ekranu dobrze chodzi zegar
z prędkością czterech węzłów i błyszczących spinek
od uczesanych krawatów od białych mankietów
w dokładnie określonych stałych punktach kadru.

Z zapałem zegarmistrza śledzimy mechanizm
litując się nad tymi którzy przed północą
muszą karmić tęczówki chaosem ogniska
bez pewności i jutra o tej samej porze.

wilczysko

chodź po mnie pomnik



oblachowali ulicę
blach blach blach
w ten deseń

leży
blichtrzy

tuwim posiaduje
dęba
kikruje
zza ronda

ja - lach
nieżyt
niekwiat
emigrant
z pożycia

też leżę

obrachowany z fajerką
pod głową
co to ją z rusztowań
bach
wedle mateusza
(ja to mateusz)

a
pasję ci mieli od blach
jak ryli
bruk fruwał
jak ryli
to grali anieli

mnie i anieli obrachowali
po trzydzieści nowych złotych
nieheblowanej sośniny
chowali
w zapazuch

marco

jak kamień w wodę



Kocham Chariel więc kiedy powiedziała
resztę życia spędzę tylko z mężczyzną z którym będę czuła się
naprawdę świetnie
poczułem w tym pewną szansę dla siebie

To od tego dnia zacząłem wylewać za kołnierz
w zamian zabierałem ją na wystawy kotów transsyberyjskich
a wieczorami błądziliśmy alejkami maszynowych parków
zbierając nakrętki snów i te wszystkie niezauważane przez tylu mimośrody
Chariel zardzewiała je potem w swoim pamiętniku
tymczasem ja wyświadczałem jej szereg drobnych przyjemności

jak
dzienne przypływy i odpływy statków kuchennych
conocne obmywanie fiordów miednicy
nadawanie wyłącznie na fali wysokiej częstotkliwości
i przenikanie do górnych warstw świadomości poprzez szyjkę macicy
oraz wracanie do siebie dopiero po tym kiedy ona już wróciła do siebie
co poświadczy załącznik numer 221


Wpajęczonej w rozpuszczone włosy exodus dłoni
na drżących ze zmęczenia palcach
na przełaj siebie na myśli skos
na dnia poniewierkę

A tak słodko tak dobrze śniła nas dzisiaj noc
gdy na rzęsie zachmurzonej powieki
kogut zapiał w czarną źrenicę


A jednak Mimo wszystkich moich starań i świadczeń
coś jeszcze gryzło Chariel
nadgryzało poczucie bezpieczeństwa jej szczęścia bez granic
było naprawdę upierdliwe W końcu
postanowiłem zapytać wprost
czy ty czujesz się Chariel ze mną świetnie?

Chariel milczała obserwując powracające bociany
a potem odlatujące bociany i znów wracające bociany
Ja w międzyczasie wyświadczałem jej te wszystkie usługi
o których wspominałem wcześniej oczywiście dodając do tego nowe usługi
takie jak choćby pomaganie Chariel w obserwacji powracających bocianów
a potem odlatujących bocianów
Wraz z zamieszczonym na dole rysunkiem
dość dokładnie zostało to opisane na stronie 666 jako "Malis avibus"


Dochodzimy co noc bliżej & bliżej
od tamtego jesiennego wieczoru gdy pierwszy raz skosztowaliśmy win
dochodzimy teraz o wiele wcześniej od rozbudzonych mgieł i nawoływań
ptaków
Czułe ścieżki z wrośniętymi w nie miejscami naszych spotkań
coraz bardziej rozszerzają się w wiosennym słońcu

już
nie
można
przemierzyć
ich
w
okamgnieniu

Coraz bardziej zmęczeni i zobojętniali nierzadko z łzawiącymi oczami
dochodzimy chyłkiem do siebie


niet perz
o niet perz
o


Ta opowieść nie ma końca
Zawsze musielibyśmy wrócić do
Kocham Chariel więc kiedy powiedziała
resztę życia spędzę tylko z mężczyzną z którym będę czuła się
naprawdę świetnie
poczułem w tym pewną szansę dla siebie
Zresztą czy miałbym siłę wykrztusić coś jeszcze
przyciśnięty zardzewiałymi mimośrodami
rozgnieciony na płask wyblakłymi nakrętkami snów
rzucony przez Chariel w kartkę pamiętnika jak kamień w wodę?


Mineralolog mógłby powiedzieć co nieco skąd się wziął
dlaczego właśnie w tym miejscu spierałby się aż do śmierci geolog z
geodetą
Chemik prześwietliłby na wskroś kruche ciało i wskazał na związki
z resztą kosmosu Ot choćby ze mną

która wybrałam właśnie jego z brzegu kamienistej plaży
skupiona tylko nad tym ile kaczek pozostawi na wodzie
Kilka podskoków po milionach lat bezczynności
prawdziwie nieludzki wysiłek
zasiedziałych w wieczności krzemowych mięśni

Spoczywając w miękkim mule wspomina teraz chwilę
kiedy był ptakiem lecącym ponad grzywami fal
kamienieje marząc o dniu
w którym znów ożywi go czyjaś śmiertelna ręka

szariel

Re: jak kamień w wodę



Nikt nie umie tak puszczać kaczek
jak MarcoLee w obcisłej bluzeczce z siatki
wędrowca kamienistych plaż którego wzrok
nurkuje w falę tuż przed skalniakiem rzuconym niedbale
wprost dla mnie
kiedy obserwujemy wodę z każdym spienionym wyskokiem
zlizuje mi z twarzy radość i wpada w zielone oczy pełne dumy
a potem biega młodzieńczo wokół piaszczystych cyplów
i zbiera dla mnie muszle pełne bursztynów
odczynia metaliczność naszej rzeczywistości

więc powiedziałam że mogłabym kochać MarcoLee
pozwalać mu na więcej niż zapomnianym poprzednikom
bardziej się wtulać i łasić niż kot transsyberyjski
a nawet poczuć się przy nim świetnie
nie rozróżnić gdzie spełza granica fikcji i wmówień
ku znośniejszej samotni

im bardziej się starał więcej rozdzierałam czułości
na małe strzępy w złoconych muszelkach
żuliśmy je wolno i namiętnie każdego ranka
zaraz po wilgotnych wyznaniach
wydroczonych dotykach które przyklejał na moje biodra
i udawał że przykręcił nas śrubkami w nierozerwalną jedność
na ekstazyjną wieczność splecionych ciał i myśli
zdobionych ziarnistym piaskiem przyzwolenia

więc powiedziałam że mogłabym kochać MarcoLee
pozwalać mu na więcej niż zapomnianym poprzednikom
bardziej się wtulać i łasić niż kot transsyberyjski
a nawet poczuć się przy nim świetnie
nie rozróżnić gdzie spełza granica fikcji i wmówień
ku znośniejszej samotni

ileż bym dała by nie widział tych dni
kiedy zastygałam spojrzeniem na odległej wyspie
małym zakrzywieniu na łagodnym szumie morza
wątpliwości podbiegającej mnie znienacka
w momencie gdy plotłam mu warkocze
z niesfornych zapętleń włosów
przechylał głowę pomiędzy moimi udami i spoglądał na moje ostygłe oczy
raniąc brodą niebo
i wiedziałam że wie o wszystkim co tężeje
w grodzie i miedze nieprzeniknionych żalów
szkielet oporów na zbyt piękne godziny pod kopułą beztroski

ileż bym dała by nie odczuł tego skulenia
przed pieszczotliwą dłonią którą chciał wygładzić mi usta
zamknąć w nich niewypowiedziane słowo
odczynić pamięć urazów
więc zaczynał wypatrywać wraz ze mną
zmarszczki na rozlewiskach a potem rzucał kamyki
coraz częściej i szybciej
odwracał mój wzrok od wyspy
od odlotu bocianów

Blackbox

róż



W domu, do którego chcę wrócić,
nie ma parapetów.
Są wykusze w grubym murze, w które łagodnie
zaglądasz z ogrodu, gdy piszę, i chmury
są zwykłymi chmurami na piękną pogodę.

Z dalekiej podróży, na jaką stać nas raz w życiu,
przesłałaś mi obraz stosu,
w który małżonków wrzuca się i miesza
z popiołem niesionym przez rzekę.

Umawialiśmy się ciągle w tych samych miejscach.
Na każdej fotografii most, kamienica, grząska ulica, ćma żebraka,
ostre słowa i papierosy
na pół spalone padały w cień na chodniku.

Chciwe myśli czepiały się słówek,
grzebały za narkotykiem;
niedopałki znikały w pożółkłym tle,
by na krótko zmartwychwstać. Przypominam sobie
jaki różowy był twój oddech
przy rozstaniu.

W domu, do którego chcę wrócić,
nie ma parapetów.
Wiatr przez otwarte okno wypełnia firanki,
opróżnia popielnicę.

Halina

pieśń o symfoniuszu nr 1



tego dnia spóźnił się do pracy.
wychodząc powiedział: już wiem dlaczego
boli cię głowa i pokazał gruby brulion
zawinięty w gazetę. poprzedniej nocy długo
nie kładłam się spać zapisując kolejne kartki.

teraz stałam jak słup soli
porażona ostrzem bursztynowych oczu.
miałam ochotę rozsypać się i zniknąć
na niewyobrażalną głębokość.

dzień minął na rozpaczliwym obmyślaniu prawdy
w którą najpierw sama mogłabym uwierzyć.

wrócił późnym wieczorem i nie odezwał się ani razu.
chodził z kąta w kąt omijając spojrzenia.
słowa trafiały w granit; opadały bezwładnie
niczym zmrożone liście.

tak minęło kilka dni bezsilności; moje monologi
wściekle przeplatane jego milczeniem.

aż któregoś wieczoru zmienił front. z uśmiechem
wręczył mi papierowe zawiniątko. w szkatułce błyszczały
misternie splecione koszyczki; z rubinem i ametystem.

zamykamy przeszłość - powiedział z ulgą. ty spalisz
pamiętnik, ja zapomnę, że kiedykolwiek go czytałem.
^ do góry   
Strona istnieje od czerwca 2002 r. © Copyright Zespół 2002-2006.
Teksty są własnością autorów. Kopiowanie wyłącznie za zgodą autorów.
south beach Depresja