Index      2002   03   04    05    06    07    08    09    10    11    12   WR 2002   |   2003   01   02    03   04    05    06    07    08    09    10    11    12   WR 2003   |   2004   01   02    03   04    05    06    07

http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=watek&group=pl.hum.poezja&tid=7059272       Czerwiec 2004 Ije

świt


               I

roztrącam żagle okien
patrzę, czy jesteś - słońce
potrzebne mi twoje włosy
mignę - ciach - nożycami
ucałuję przez szybę
twoją cudowną twarz
ty wstrząśniesz sypką czupryną
i będziesz jarzyć
ja poupycham do szpilek
gorącą czesaną słomę
dziegciem przekreślę brwi
postawię klocki włosów
rozkroję usta szminką
zastukam obcasami
na ruchomych kwadratach
będę młócić odległość
z kopyta - niech mnie nie
dotykają spojrzeniem ani słowem
uśmiechnę się jak hiena
gdy mnie zagadną o seks
i kaszląc wypluję na chodnik
niedopałki słów

taki mam plan na dzisiaj

kiedy umyję twarz
i założę swoją białą sukienkę
wyjdę do ciebie na balkon
porozmawiamy


               II

zawsze, gdy mnie dotykasz
ubywa we mnie
mężczyzny
który mnie zabił
głosu
który szarpał
     - czemuś nie umarła
     - czemu
szeptu
     - kochałbym cię wtedy
     - wielbił...
krzyku
     - wielbił!
     - wielbił!!

ale ja
umarłam

*

w pokoju pamięci
wszyscy byli jak ważki
w litym szkle zaklęci
powietrze parowało czerwone
i ciężkie byłam w nie
wmieszana mój wyłączny kod
życia pełzł i znikał w ścianach
czepiał się niespożyty
ciążył wyłuskany
krzyczał zapachem krwi
nad płaskim listkiem ciała
w kleistej kałuży
rozmawiały wciąż gwiazdy
że - kochać
że - służyć
szła na przestrzał chwała
nie było sensu wznosić
kolan na kolana
ani o nic prosić
w falowaniu powietrza
w nikłym ruchu drobin
czołgał się szept ochrypły
zdawało się - słyszę
   - żyjesz
   - mów
   - co robić

runął czas odrąbany toporem
w kolanach
objęłam ramionami i wybrałam
ciszę

*

był tam
ktoś bardzo bliski
w cichej komorze serca siedział
zasmucony i czysty na zydelku niskim
patrzył
i przybywały tłumnie znikąd gwiazdy
powiedział - nie będziesz
więcej ratowała ludzi
nie więcej niż siebie

powracającym szmerem krwi
odpłynął w górę rzek
krzyknęłam
- nie -
krzyknęłam


               III

więc...

*

znów świt
i pora się obudzić
roztrącam żagle okien
patrzę, czy jesteś - słońce
szukam cię na niebie
potrzebne mi
potrzebne
twoje złote
włosy


27 czerwca 2004


http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=watek&group=pl.hum.poezja&tid=7050016

Anna pa,pa

Małe nic


Jestem z tobą. I z tamtym jestem również, chociaż tylko
trójkątnym okiem, szramką między nogami. Od rozdzielania,
w środku brzucha urosła mi grudka gliny, bije w niej serce,
dzwoneczek na alarm. Mówisz: zamieszkało w tobie małe nic,
dokarmiaj je i kołysz, planuj detale.

Potrafię, jak Maria Magdalena kłaść się z każdym do łóżka,
kładłam się do łóżka z każdym bez ustanku. Teraz jestem wisienką,
pachnie we mnie pestka. Brat Piotr potrząsa kadzielnicą i szepcze:
Kyrie Jesou Chrystou yje tou Theou Aleison imas Panie Jezu Chryste
Synu Boży, zmiłuj się nad nią. Dym z kadzielnicy unosi się w chmury,
pod kościołem dziecko - w rączkach gruda gliny, na ołtarzu pestka.


http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=watek&group=pl.hum.poezja&tid=7005476

atma

backdoor


wyciąć wszystkie własne słowa zapisane
te ptaki nielotne oszronione drzewa
zaparowane gogle przez które patrzyłem
wyrzucić do kosza niedorzeczne sny
liczne potknięcia przeinaczenia nie pamiętać
nieznośną inwersje bitów wyzbyć nabytą

zagazować oddech śmierdzący od alkoholu
bez mumifikacji zrobić całkowite delete
z tylnich drzwi nie pozostawić nic
żadnej drogi ewakuacji delete delete

wyczyścić wyzerować marzenia zapomnieć
spalić wszystkie własne zdjęcia downa
głupie metafory i porównania w wierszach
tożsamość małpki przed lustrem co robi
dla ciebie cyrk strojąc zabawne minki

wszystkie emotikony rozliczne wcielenia
potwierdzenia własnej głupoty wyrugować
zetrzeć z tej tablicy przy której stoję
i seplenię składając literkę po literce
w niemałym trudzie piszę biała kredą
list do ciebie.


http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=watek&group=pl.hum.poezja&tid=7019410

Kajub

Głębia


to bardzo prawdopodobne. powiedział. dwa miesiące spędzisz w morzu.
wyrosną ci płetwy a włosy odgarniać będziesz palcami zrośniętymi błoną.
nie panikuj. to nawet ciekawe doświadczenie. kojący szum, masaże wodne.
twój wzrok nabierze głębi a ty płynności ruchów. tylko pamiętaj. dodał.
gdy będziesz chciała wypłynąć, szarpnij za linkę. trzy razy. bardzo mocno.
no już. spójrz na to z drugiej strony.

wskoczyłam

       i z drugiej strony
patrzę

ziemia ma teraz kolor niebieski i nie jest twarda. ugniatam ją pluskiem.
miękkie stąpnięcie pozostawia ślad nie mojej stopy. płynę. czas też
przepływa spójnie nie głaszcząc mnie po mokrej twarzy. na łydkach
udach i brzuchu osiada mech. zdrapuję go aż do zielonej krwi.

ryby wiją się wśród wodorostów. łamią horyzont tafli
i ocierają się o mnie zimnymi grzbietami. to zaraźliwe.
po chwili i ja srebrzę się jednostajnie i z oddali słyszę

że syreny naprawdę śpiewają
nie jest to iggy pop ale mają klimat
koralowce nadają trójwymiar
gdy tempo podwodnej akcji przesuwa się
wraz z ciemnym bokiem wielkiej ryby

chrzęst płetwy zatrzymuje mnie. zbliżenie.
muszla wygląda teraz jak okruchy kredy
białe perły ściskają mi krtań ciasną obrożą
więc otwarciem ust zamiast przepraszam
wypuszczam bańkę i bulgoczę wdzięcznie

opieram się o kamień i liczę wodorosty
jak będzie nieparzysta nie wyślę widokówek
tylko list w butelce: "s.o.s. nieaktualne. zostaję"

trzynaście

         przegryzam linkę
      nabieram wody w usta


http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=watek&group=pl.hum.poezja&tid=6999830

przemek łośko

wtórując la sitiera


porzuciłem znajome przebranie i słucham
uwag paprotnika: na wiejskich włościach mucha
reformuje ciszę niemal a kapella, dzwon
podobnie. na ogół czynią człowieka lepszym
piękne zdrajczynie: z przestrzennego stepu wietrzysz
żeleźce, żłobnię, tulejowo osadzony trzon,

i wnioskujesz o kniei, starożytnej puszczy,
w którą po doświadczenie chciałeś się zapuścić,
ale dobiegł cię głos melodii starszej niż głos.
gitara tylko powtarza, a za nią ręka,
pudło, wszystko jest rezonansem, nawet pustka,
taka cicha nicość niczym nie nadeszły gość.

jesteśmy spóźnieni o krok, w falbanie nitki
szukamy, w nitce osnowy, lecz stopy
próbują, za nimi balans ciała, i balans
każe domyślać się ust, głowy, wszystkiego, snu
i przebudzenia w kołyszącym atlantyku,
sunącym pełną parą po utracony trans.

ale nie. oddałbyś wszystkie swoje posiadłości
za chwilę czasu, gdyby nie przeziębienie. dym
z rytualnych kominów wskazuje cel wróżbom
postępowym, i tylko takim, którym widok
brzegu nie rozprasza myśli. półodwrotności
nie są obiektem cennym dla radaru, więc w czym

szukać pewności? w wyłupionych oczach? kryzys
przekłada się na karty zeszytu, to jest mój
ocean, niedostępny zmysłom, jednak żywy,
myślący kryzys, a w nim kapturniki, starzec
i tasze z kolcami na bocznych szeregach. kłuj
rybeńko, przedzieraj się pod prąd golfsztromu, wzwyż,

ryby lubią pływać, nie tęsknią za niewodem,
choćby w parzystym takcie wciąż szykują kodę
spóźnioną o rytm, o puls, o pociągnięcie smyka
za uszko, pętelkę ogromniejącą w punkt sol
por favor, del sitiera por favor, favor,
brzeg przybliża się, ocean brzytwą przenika

fryzurę lądu i ustępuje. tak tworzy
się rzeźba, muszla z odciskiem palca na ustach,
bazylika spóźnionego milczenia. z zorzy
nad prerią piesek domyśla się może bogów,
lecz bardziej go zajmuje drożność labiryntu, nów
na bezdrożu, ofiara z przyjaciela, pustka.

daję ponieść się muzyce, bo nie jest pyłem,
konsekwencją istnienia - dźwięk nie jest pyłem
choć w pył przemienia każdą spóźnioną figurę,
z żelaza, marmuru, ciała, każdy ocean,
który powstał z pływu, sam wolałby być szczurem
i uciec przed sobą do siebie, do zawsze, do nic.


http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=watek&group=pl.hum.poezja&tid=7044860

Heniu

PAMIĘĆ O SZEHEREZADZIE


Gdy noc upalna świtowi się żali
że potraciła gwiazd całe gromady
Gdy kochankowie wyzuci z posady
żaglem starganym nieść dają się fali
snem długowłosym sypia stary kalif
skręconym w czarny lok Szeherezady

Pejzaż za oknem staje się stopklatką
złocony księżyc nie umie na pamięć
tekstu swej roli a gęsty atrament
płynie powoli linijek pułapką
niepełnym mostem i trzeszczącą kładką
tnąc purpurowy bezgwiezdny firmament

Śniąc że jej oddech był lżejszy niż pióro
kiedy szybował w nocy chłodny szafir
żarem pustyni prowadzić potrafił
i krew błyszczącą tchnąć w żyły marmurom
że kiedy ścieżka nie wiedzie jej skórą
ślad zbyt zatarty, zbyt wątły by trafić

Gdy świt zamglony jutrzence się żali
na piasek w oczach, na blask trupioblady
porą gdy cichną pieśni i ballady
w łożu szerokim sypia stary kalif
w dłoni zmarszczonej ściskając koralik -
tysięczną pierwszą baśń Szeherezady


http://niusy.onet.pl/niusy.html?t=watek&group=pl.hum.poezja&tid=7043888


Wiersze można przeczytać również w magazynie Esensja. Magazyn Kultury Popularnej.
^ do góry   
Strona istnieje od czerwca 2002 r. © Copyright Zespół 2002-2006.
Teksty są własnością autorów. Kopiowanie wyłącznie za zgodą autorów.
south beach Depresja