Index   |   I etap   |   II etap   |   III etap   |   Wyniki

2.00   |   2.01   |   2.02   |   2.03   |   2.04
Podsumowania   |   Tabela ocen   |   Po 2. etapach
1 - 8   |   9 - 14   |   15 - 25

 
(9) PROGNOSTYK

Ciężar właściwy naszych książek
muzyka niepoważna grana na wielu instrumentach
kurz na kartkach i mrówki w zagłębieniach dłoni
oglądanie kliszy pod światło
oglądanie światła przez kliszę
słońce, słońce, słońce
prześwietlone negatywy, ludzie bez twarzy
twarze bez oczu, oczy bez tęczówek

To będzie chłodne lato

Zwierzęta będą chciały leżeć na kanapach
myśli schowamy pod skórę
wyciągniemy miękkie materiały
będą nas męczyć wahania temperatur
zmiany gęstości powietrza
ludzie o wyraźnych konturach
wieczorami powoli będziemy przegrywać się w karty

To będzie dziwne lato

Dni będą się zaczynać od zwarzonego mleka
cyganki przestraszą się tego co wyczytały z naszych rąk
wiersze nie będą się dobrze na nas układać
sen przyjdzie powoli i siądzie w kącie pokoju
fluorescencyjna figurka zamruga i zgaśnie
wino szybko wywietrzeje i zmieni się w wodę

To będzie już najwyższa pora
roku





(52) Taniec żywota

Jesteśmy pisani pępkiem na ciepłym woalu
tańczącego powietrza. Cali z giętkich liter
które mógłby wymyślić marynarz lub chłopiec
kołysany falami odsłoniętych bioder

Pisani z prawej w lewo
z lewej strony w prawą
na ugiętych kolanach
na napiętych palcach

póki starczy nam woli
by w strumyku życia
każdą prawdę podważać
ciekawskim patykiem
i patrzeć tryumfalnie
co żyje w jej cieniu





(104) Interwał

O którejś tam nad ranem dostrzegam
niewiele ponad paluch utytłany w piasku
wiolonczela to już zbyt wysoki poziom i męczy
przypomnieć sobie nie mogę skąd znam
te biodra w chłodzie i chwiejny chód

("...twój zapach chce bym objął cię leciutko w talii...")

przysypiamy od jednej wydmy do drugiej przesypujemy
ziarenka między kolorowym kartonem a szklaną szyjką
w poszukiwaniu na czarną godzinę ukrytej kości
o zawartości 11 mg substancji smolistych możemy
dyskutować zażarcie o różnicach w odpowiedzialności
pomiędzy drugą stroną baru a fotelem przy biurku

(przymykam oko na zapowiedź brzasku)

dajemy porywać się entuzjazmowi słów o etno i beat’cie
to gra
tylko wracać się nie chce pieszo
daleko i kulawo z kamieniami pod podeszwą





(20) Rękopis znaleziony przy kasie w Kefirku

I

Zacząłem wszystko od początku:
ciepłą kawą i krojem dywanu w kącie drewutni.

Nakarmione łoszęta parskały pod ciężkim kufrem,
którego zdobienia wykonał niegdyś wuj Hieronim.

Pierwiastek chłonnej wiosny szukał sobie ujścia.
Przyszło mi więc (tak bowiem radzili przyjaciele)
ściąć zbocze własnej twarzy i opatulić ranę gazą.

Zabiegu, z niesłychaną precyzją, dokonał Brunon
w asyście sosu, jakże miałkiej, kokieterii Basi.


II

Kiedy było po wszystkim
i znów ujrzałem światło dzienne,
pomyślałem: czy to nie cud, że kamyk?
Czy to nie cud, że skradziono dziecięcy rowerek?

Klomby róż pod szpitalnym oknem urzekały fartuch.
Brzemienne w skutkach objawy radości skamieniały.

Do zdrowia powracałem w zadziwiającym wręcz tempie
do czasu, gdy prawda o moim przypadku wyszła na jaw.


III

Piątego dnia okazało się bowiem, że leciwy Brunon
pozostawił w moim podbrzuszu parę lekarskich nożyc.
Żona, gdy tylko o tym usłyszała, spakowała dwoje dzieci
i odeszła do odległego o trzy wiorsty kaprawego kaprala.

Nie posiadałem się ze wstydu i gniewu do starego Bruno.
W każdej wolnej chwili obmyślałem potworny plan zemsty.

W końcu, po trzech tygodniach, byłem gotów, by go wykonać.


IV. Epilog

Siódmego lipca,
przy bulwarze Saint-Germain,
policja wzniosła słynny karkołom:
ciało Brunona Zięby zawisło wyświechtane
na manekinie, za szybą modnego butiku Panny Quo.

Automobil szanownego doktora natomiast
wyprawiłem w ostatnią, magiczną podróż,
której celem uczyniłem balkon pewnego
wielkiego Polaka - Żylantego Krokwi,
ale to już zupełnie osobna historia.





(48) Bezbarwność ochronna

Pod deszczem konwalii
nie chcę więcej spotykać
ludzi o właściwych oczach
zapadniętych zdrowo wersach swojego życia.
Pod kolorowymi burzami
ciepłospokojnych jesieni
nie chcę podobnieć
do tych,
których chcenia pokrywają się z moim niezdecydowaniem.

Ech te pory roku,
zmieniają w człowieku temperaturę
nie pozwalają na zanurzenie się
w niezmienności
i przeczołganie tak do końca
życia przynajmniej,
bez uniesień
i tego co wystawiane na ciekawość ludzką,
a to młyni się
jak woda na językach potrzebujących
nie swojego nieszczęścia.

Co ja poradzę, że nie chcę patrzeć pod światło
widzieć kolorów
przezroczystość jest nierozpoznawalna
przez tych ani przez tamtych
chroni przed życiem przez wytłuszczone Ż
bezbolesna odległość od innych
a tak kurewsko doskonała jak zbrodnia





(77) Retransmisja

Historia bloku płynie rurami, z różnych stron. Jest nieco
chłodniej: przydaje się koc i kot. Druga szczoteczka
do zębów służy zmyleniu przeciwnika. Nocami dorabiam
teorię bezwzględności. Tv wpuszcza w kanał: banalna
ballada bajmu wywołuje potrzebę małej stabilizacji, więc
drzemię: sen zapada się pod ziemię i nie nazwałbym go
zbyt głębokim. To kontemplacja światła: oczy w dole
kątem polują na wieczorne nadzienie z cieni. W nadziei,
z nerwów oblizuję usta. Podnoszę się występnie z łóżka
do sześcianu, wyciągam pierwiastki z powietrza. Ciekłe
ciało walczy o prawo do przyciągania ziemskiego. Granat
nieba eksploduje odłamkami dnia. Pożyczę sobie trochę
szczęścia na drodze niewyżycia, zanim gwiazdy spadną
za kulisy horyzontu, który jak szew pozwala zabliźniać się
groźnym rankom. Następny dzień roztrwania się: trwamy
w tramwajach, plomby wciąż wypełniają pustkę, ludzie
budzą się w miejscach, gdzie dworców dawno już nie ma.





(119) Pukao

Z Charlesem spotkałem się na Wyspie Wielkanocnej,
gdzie usiłowałem zgłębić dawną wiarę mieszkańców w boga
Make Make, czczonego jako człowiek-ptak. Charles
w czasie naszych dysput był cholernie nieobecny,
ale tak właśnie go sobie wyobrażałem. "Czy tu mam szansę
na dalszy ciąg rozmów, wpatrując się w oceaniczny ląd, pośród
rzeszy innych pielgrzymów cierpiących jak ja na ptasią grypę.
Plon wieloletnich badań lekarskich, rwania w kościach, komiczne,
ktoś posadził we mnie trupa. Charles chyba miałeś rację,
to jedno z przystosowań ta moja chorobliwa wiara."





(108) raport pozbawiony szelestu

raportuję
ranny rozkaz właśnie odwalił kitę
i ja Rozpięty Kołnierz staram się pochować
urazy pozalewać rany oczy pocerowane mam rzęsami
ale melduję jeszcze nie nadużywam
szelestu po to wylęgał mi się język
z tej pierzyny za parapetem
abym był paskudzącym gołębiem
bujaj bujaj bujam
w czasie przedpokoju
wyszorowałem proszę dowódcy buty
by połyskiem odwrócić wzrok od sznurówek
które nie zaszły na język
choć mam na karku Waszą Podeszwę
i pot zdaje się jeszcze leje
po bombach nie są wyrównane
                       tu wybuchały
kłótnie a ja zdetonowałem frasobliwą minę
zbiegły się siksy saperki
i uzbroiły ciało w odległą barwę
teraz czuję każdy ten spacer
który mi przeszedł
w obolałe miejsce
                  [u nas w lazarecie
zwą go przykurczem światła
dowództwo może sądzić że nabieram
powietrza tak usta przywykłe do akwarium
szerzej otwieram kiedy mogę
wznieść za dom i jego karminowe ściany
za okna z przypadkowego szkła
i za ramy z których wyłamał się krzyż
a jednak leżę ze starą wiarą
na której mogłem polegać i poległem
czekając na posiłki by nadeszły
                  [choćby przez welfron
by nie ustała akcja
i poderwał się ten raport
                       [wykończony
w przeciąganiu ciszy
od dzwonnicy





(73) KUSTOSZ

w pieczarze sprośnych myśli
gdzieś w rejonie nie domkniętych drzwi marzeń sennych
stary kustosz pielęgnuje eksponaty
zahipnotyzowane w pas de quatre
kyliksy pełne antycznego zepsucia
drepczą niemrawo
śmiech bejart versus beauchamp
kociozwinne palce gapiów
drwią z daktyloskopii
uwaga przebiegli intruzi
mroczny kustosz depeszuje do
wielkiego policyjnego mózgu stop
paramilitarny solfeż kołacze w ściany
sto metrów dalej pluskwy tańczą w operze
trrrr klucz
w takich momentach najlepiej myśleć o truskawkach
uciekać?
jogurt zamiast ginu
wiersze żona i dziecko
kolej (bilety do kontroli!) na mnie
strop
gmachy ziewnęły i zespoliły się w penitencjaryzmie

(28-08-199
^ do góry   
Strona istnieje od czerwca 2002 r. © Copyright Zespół 2002-2006.
Teksty są własnością autorów. Kopiowanie wyłącznie za zgodą autorów.
south beach Depresja