Index   |   I etap   |   II etap   |   III etap   |   Wyniki

2.00   |   2.01   |   2.02   |   2.03   |   2.04
Podsumowania   |   Tabela ocen   |   Po 2. etapach
1 - 8   |   9 - 14   |   15 - 25

 
(74) udawaj, że mnie nie ma

udawaj, że mnie nie ma. wyobraź sobie
pościel z odgniecionym śladem po mnie.
kształtem nic nie przypominam. pokój,
w którym byłem, pozostał nietknięty.

cieśnina, w której się nie mieszczę,
nazywa się ciało. utleniłem je wodą.
chciałem popływać gdzie indziej.
bliżej przyjrzeć się rybom od środka.

udawaj, że mnie nie ma. wyobraź sobie
słońce i zimę najgłębszą z możliwych.
tyle wokół bieli jakby cały śnieg.





(112) reaktywny kamuflaż

pancernik przypomina pojazd opancerzony
zwija się w kulkę i lekko jak piłka przyjmuje ciosy życia

najeżdżka nadyma się pięciokrotnie
zamiast łusek wystawia śmiercionośne kolce
z trucizną na którą nie znaleziono antidotum

krab jest jak szafa pełna nazbieranej garderoby
maskuje się strojem zależnie od akcji

skunks plamisty słynie ze straszliwego odoru
wyrazistymi barwami ostrzega napastnika. unosi się
w tańcu wojennym. rozpyla ciecz między oczy

ośmiornica by stać się niewidoczną wznieca tumany piasku
potrafi prześlizgnąć się przez otwór dziesięć razy mniejszy od jej ciała

najlepszym akrobatą jest głowonóg głębinowy. wywraca się na opak
a zwodnicze kolce są tak miękkie jak galareta

ptaki w zagrożeniu atakują odchodami. pisklęta fulmarów
bronią się wymiocinami chlustając w przeciwnika olejem z ryb

niektóre ptaki i zwierzęta w chwili zagrożenia
potrafią stwarzać pozory śmierci. udawanie martwego
doskonale wychodzi oposom. nawet cuchną jak padlina

a homo sapiens
to ci dopiero kamuflażysta





(106) Zapiski z innego ogrodu

I

Jest antykwariat pod podłogą, którego
drzwi strzeże nieprzekupna dziwka.
Są dzieci czarnozębne, panny syfilityczne,
chłopcy w bimbrowniach.

Suchotniczy pień jabłoni
skulony przed słońcem

Był u nas w mieszkaniu ksiądz.
Kohelet z przepastnymi kieszeniami,
podręcznikiem Kamasutry na tylnym
siedzeniu BMW.
Pająk neuropata w spojeniu sufitu ze ścianą
szarpał muchę.


Ksiądz zostawił obrazki

II

Człowiek z orchideą w uchu
W dłoni pogrzebacz
Wynajął mi mieszkanie na strychu
Z widokiem na deszcz i cmentarz

Coś musi
Być w starym
Sadzie
Robak drąży śliwkę
Dokąd zmierzasz wędrowcze?
Do pestki

III

Zrobiło się ciemno.
Błyskawice zaczęły kroić niebo.
Wszystkie dzieci poszły do domu. Stałem w zbożu,
schowany za strachem na wróble. Piorun rozniósł
jakąś stodołę. Strasznie mnie to bawiło.

Gdy wróciłem matka mówiła, że już nie wyjdę z domu
Myślałem, że ma na twarzy higieniczną maskę.

Zostałem w zbożu
Ściskając w pasie
Straszydło na ptaki





(17) dziki zachód pod wierzbą

tam za wzgórzami gdzie wznosi się brzoza
która uwzględnia życie jak wiatr szumiący się
tam i lipa otwiera oczy

tam żołnierze i kowboje i indianie razem
toczyli walkę o dziki zachód

to jest wiersz z głębi serca konia

rośniemy tam gdzie serce rozpędza świat na dziko
konie są tam są bawoły i pióra też
róże tam nie rosną ale wszystko jest
tam gdzie jest jego miejsce

ale my biegamy poza tymi wzgórzami
i nie przychodzą tam archeolodzy po skamieliny
bo mogły by ich konie popchać z tamtego miejsca

bo to jest kraj z dzikim mustangiem
latającym po niebie





(63) * * * (dogłębnie zdrowy kot)

dogłębnie zdrowy kot
czarny jak ksiądz
jak ksiądz kastrowany

mruczący niemodlitwy
w piątek trzynastego
czyli dziś

kiedy z nim spałam też mruczał
na myszke polował kiepsko





(96) flauty

Mieszkam na zachodzie wschodu,
O który wiatr ostrzy swój lotny
Iloraz podróży na poczet przyszłych
Wodą wzdętych pokoleń zachodu

Nie wartych wschodu podróży
Wodowstrętem gnanych do źródełka
Wiatru który się okaże studnią
Życzeń z przeszłości tych pokoleń

Które nam jutro oddzwonią
By oznajmić wszem i wobec o swym
Braku entuzjazmu dla wchłonięcia
Zachodu wschodu przez ostry kwarc

Wędrujący pasjami od jakiegoś czasu
Z wydmy na wydmę ruchem szalonego
Skoczka z partii mistrzowskiej pokoleń
Które się ze źródełka entuzjazmu

Onegdaj opiły kropelek podróży
Ilorazem wzdęte podryfują w studnię
Z której wiatr entuzjazmu jak hoży
Błazen z pudełka wyskoczy nagle

I niespodziewanie by gawiedzi
Zdumionej oznajmić co następuje:
Oczy zwierząt ze wschodu zwrócone
Zachodnim widzą w ten sam sposób


--
--
-





(92) Hekatomba

Matki żony kochanki -- o trzech głowach Hekate
sprawuje misterium od porannych bułek do
niedzielnej sumy po której
domowa bogini liczy gości przy wystawnym stole

wąska w pasie lecz nie w płodnych biodrach matematyka
przydaje się w mnożeniu tabliczki sumienia
carte blanche męża razy ilość dzieci i ich tabula rasa
wynik zawsze jeden zawsze czysty zawsze pewny

Hekate zna swoje możliwości -- przeciwbóle leżą w trzeciej szufladzie
nocnej szafki którą się sprząta raz w tygodniu
w sobotę przed południem przed przyjazdem prawie mamy teściowej

podziemne władztwo boskie ustąpiła już na rzecz kreta
nie można nad wszystkim czuwać w dobie pracy dzieci i ogródka
gdy umiejętność czarów wybucha raz w roku przy wypełnianiu pita





(34) Jeszcze raz, sarabanda

Zmierzch jakiejkolwiek frazy jest zmierzchem powtórzenia.
Kiedy w Akademii mężczyźni wyznawali sobie miłość,
używali tych samych słów, których używają Jacuś i Agatka.

Kiedy w Akademii mężczyźni wyznawali sobie miłość,
nie mogli przecież znać histerii Lady McBed innej niż ta,
wynikająca z powtarzanego zadania domowego: warkocz

obcina się sam jak krawiecki metr, po centymetrze i przechodzi
do rezerwy niezauważalnie, gdy uczepiony wierzchowca
udaje grzywę. Nie znam kobiety, która wolałaby naprawdę

trenować otwarcie sto razy dla jednej solówki na fagnoli,
niż przystąpić do filharmoników, którzy porozumiewawczo
szydzą między sobą: wiesz, nie w każdym pokoleniu rodzi się
Mesjasz, ale w każdym rodzi się Jan, jego najukochańszy uczeń.





(27) dzwonki (luzem i od święta)

dzisiaj nie zwróciłbym uwagi - wtedy,
wyglądało to jak zwiastowanie prze-
najświętszej trójcy: był tenorem,
kontr-tenorem, był sponsorem
(zbierał na tacę)

a przede wszystkim był organistą

na potęgę wyśpiewywał, nie grając wygrywał
cuda z ambony (nadzwyczaj zgrabnie) do czasu,
gdy przyklękając przed ołtarzem puścił oczko bogu
ducha winnym (z zasady), mniejsza o to,
mógłbym przysiąc

w różowych pończoszkach





(58) Prolog (Sulechów 6:15)

Sulechów 6:15
Pod brudną szmatą świtu
za ścianą
w ciężki, śmierdzący winem sen Kowalczyka
tłucze uparte wiosło wskazówki zegara
za oknem
obok latarni krztuszącej się światłem
Moja Martwa Szkoła
Dwadzieścia lat temu miły blondynek
w kiblu przyczepił pasek od spodni do własnego żalu
Wszystkie dzieci zachwycone bawiły się w samobójstwo
dopóki nie zaczęli nadawać Izaury
kiedyś w pobliżu wykopią
szkielet anioła co nie dopilnował promocji do następnej klasy
i wezmą go za pterodonta
Sulechów 6:30
Budzik strzępi ciszę
Autobus miękko rozcina ostatnie źdźbła mroku
Za ścianą
Kowalczykowa odprawia ceremonię powitania dnia
otwiera okno
wyrzuca wczorajsze pety z popielniczki
wyrzuca z ust pierwszą kurwę
trzaska drzwiami
trzaska w twarz kolejną kurwa czteroletnią córkę ...
Za oknem
kończy się agonia latarni
Pod brudną szmatą świtu
zapach szczyn nędzy i straconych złudzeń
bólem głowy budzi miasto
....podobno nawet szkoła zmartwychwstaje o 7:40
wtedy mnie już tu nie ma
         cuda są tylko dla wierzących
^ do góry   
Strona istnieje od czerwca 2002 r. © Copyright Zespół 2002-2006.
Teksty są własnością autorów. Kopiowanie wyłącznie za zgodą autorów.
south beach Depresja